Grażyna Prusak urodziła się w Warszawie 22 lipca 1964. Była jedynym dzieckiem Janiny i Stanisława. Ukończyła cybernetykę ekonomiczną i informatykę w Szkole Głównej Planowania i Statystyki.

W wieku młodzieńczym odnalazła swoje miejsce w Ruchu „Światło-Życie”; w tym środowisku zaczęła świadomie przeżywać wiarę. W czasie rekolekcji oazowych po raz pierwszy odwiedziła Karmel. Bóg udzielił jej szczególnego daru modlitwy za kapłanów. Jeszcze zanim rozpoznała karmelitańskie powołanie, żyła już tym wstawiennictwem. Głęboko odczuwała jego konieczność dla Kościoła i czyniła to w duchu troskliwej miłości i odpowiedzialności.

Do Karmelu przyjechała na rekolekcje sama. Nie myślała o powołaniu, nie zamierzała wstępować. Tu  jednak odnalazła to, co już nosiła w sercu. Chciała świadczyć o Chrystusie całym życiem, pragnęła uczynić je modlitwą. Karmel otworzył się jej jako takie właśnie miejsce. Trudne było rozstanie z rodzicami, których opuszczał ich jedyny skarb. Jednak – jak wspominała – wezwanie, które usłyszała w sercu było bardzo wyraźne.

Wstąpiła do Karmelu w Gdyni 4  listopada 1989 w dniu imienin Ojca Świętego, a śluby zakonne złożyła 3 maja trzy lata później.

W klasztorze dyspozycyjnie i sumiennie spełniała swoje obowiązki. Służyła wspólnocie m.in. jako siostra kołowa, szyjąc szaty liturgiczne, zajmowała się obsługą komputera, od trzech lat pomagała mistrzyni nowicjatu w formacji najmłodszych sióstr.

Była realistką,  odważnie i odpowiedzialnie podejmującą stawiane przez Boga wyzwania, w poczuciu własnej kruchości, w autentycznym zdaniu się na Jego opiekę. Pełna wewnętrznego ciepła, troski i zainteresowania ludzkim sprawami. Potrafiła słuchać, dyskretna, ustępująca miejsca, świadomie wybierająca ukrycie, afirmowała innych. Była człowiekiem niezwykle precyzyjnym w myśleniu i działaniu. Dowcipna, śmiała się także z samej siebie. Kochała góry. Jeszcze przed wstąpieniem wiele wędrowała, a w Karmelu z nostalgią wspominała tamte wyprawy.

Duchowo, w prostocie oddana Maryi. Wśród świętych bliscy jej byli św. Teresa od Dzieciątka Jezus i św. Stanisław Kostka. Bardzo kochała modlitwę liturgiczną. Przeżywała ją jako obejmujące cały dzień trwanie w Eucharystii. Najmilsza jej była Godzina czytań i to przedłużona o wigilijne czuwanie. Wyrażała w niej – jak mówiła – pragnienie przyspieszenia przyjścia Chrystusa.

Podczas jednego z ostatnich dzieleń się słowem Bożym, zawiązując do tekstu Ezechiela o wyschniętych kościach (Ez 37, 1-14), powiedziała: „Wydawało mi się, że wewnętrznie doświadczam takiej duchowej posuchy, że mogę powtórzyć słowa tej Księgi: ‘Wyschły kości moje, minęła nadzieja nasza. Już po nas’. Ale Pan Bóg dał mi dziś znak, że to konkretnie do mnie odnoszą się dalsze słowa tego fragmentu: ‘Oto otwieram wasze groby i wydobywam was z grobów ludu mój (...), udzielam wam mego ducha po to, byście ożyli i powiodę was do kraju waszego i poznacie, że ja, Pan, to powiedziałem i wykonam’. Dziś uwierzyłam, że Pan Bóg chce mi podarować nowe życie”.

Zmarła w szpitalu 21 czerwca 2001 nie odzyskawszy przytomności w wyniku licznych i poważnych obrażeń doznanych w wypadku samochodowym pod Elblągiem tego samego dnia.